Do Miami Ristorante trafiliśmy przypadkiem. Po kilku godzinach plażowania, kąpania się w morzu i ogólnego nic-nie-robienia, nasza trójka wreszcie poczuła, że zgłodniała. Bowiem, jak dorośli powtarzali nam w dzieciństwie, że „woda wyciąga„, no to wyciągneła z nas śniadanie oraz poranną kawę, i tak oto nadszedł czas na obiad. Nie chciało nam się jednak wracać do domu, więc postanowiliśmy poszukać restauracji przy plaży. Przy czym słowo „poszukać” jest mocno na wyrost, wystarczyło podnieść twarz z piasku i spojrzeć w lewo, by dostrzec Miami Ristorante.
Najpierw zachwyt
Wstaliśmy z naszych kocyków, otrzepaliśmy z piasku wszystko to, co tylko dało się otrzepać i dziarsko ruszyliśmy do Miami Ristorante. Na tarasie siedziała tylko jedna para, ale nie zastanowiło nas to, bowiem naszą uwagę skupiła na sobie pani właścicielka. Bardzo, bardzo leciwa kobieta, a nam na jej widok od razu zakodowało się w głowach, że w Miami Ristorante zjemy jak u babci. Ale nam się trafiło! Co za radość! Pani nas przywitała, poprowadziła do stolika i zapytała, czego się napijemy. Po chwili zjawiła się z butelką wody i trzema piwami (vol.9%!) i zaczęła wymieniać, czym tego dnia może nas ugościć. A nam nawet nie przyszło do głowy, żeby poprosić o kartę. Tym bardziej, że podczas naszych wcześniejszych podróży po Włoszech, często okazywało się, że to czego w karcie nie ma, tak napawdę jest najsmaczniejsze. Tak zamawialiśmy jedzenie na Sycylii i Sardynii, i zawsze było ok. Aż do wizyty w Miami Ristorante, ale o tym za chwilę.
Potem jedzenie
Pani leciwa, jako przystawkę, zaproponowała nam sałatkę z owocami morza, z kolei na danie główne uparliśmy się na fritto misto. Po chwili miła, lekko nieśmiała (zastraszona?) kelnerka przyniosła każdemu z nas po porcji sałatki – jak na zdjęciu powyżej: garść rukoli, paski marchewki, kawałki kalmara i ośmiorniczek. Całość skropiona octem. Gdy się z nimi uporaliśmy, dostaliśmy dodatkowy półmisek z kolejną porcją sałatki – do dziś nie wiemy, dlaczego. Następnie na stole pojawiła się kolejna sałatka, której nie zamawialiśmy, ale którą uznaliśmy po prostu za dodatek do fritto misto: rukola z pomidorkami koktajlowymi. Wreszcie nasze smażone owoce morza: krewetki i kalmary z cytryną. Na oko porcja dla dwóch a nie trzech osób, ale to szczegół. Na koniec daliśmy się namówić na sorbet cytrynowy. Było smacznie, dziękujemy, poprosimy o rachunek.
Na koniec gorzkie rozczarowanie
I tu strzał w pysk mokrą szmatą od podłogi: ponad 120 eur! Za sałatki, i to w knajpie przy plaży, z wyśrubowaną ilościa owoców morza?! Nosz jasna, ciasna! Owszem, było smacznie, ale dupy nie urwało, bez przesady. Najpierw myśleliśmy, że może patrzymy w złe pole na tym długim, odręcznie wypisanym rachunku, że te 120 eur to numer ricevutki, Niestety, jednak kwota do zapłaty. Potem pomyśleliśmy, że leciwa pani się pomyliła, ale i tu nie znaleźliśmy pocieszenia, bo wyszło na to, że za każde danie – nieważne, czy zamówione, czy nie – liczyła nas po 15 eur od osoby i już. No nic, na szczęście mieliśmy ze sobą kartę, zapłaciliśmy i wyszliśmy z Miami Ristorante nie oglądając się za siebie. A morał tej historii jest taki, żeby zawsze k…a prosić o menu!
Miami Ristorante
Lungomare delle Sirene, 59, 00040 Torvaianica RM, Włochy
https://squisitalia.com/locali/ristoranti/miami-beach/10531/