W kalendarzu zima, za oknem wczesna jesień, a my wspominamy końcówkę lata – Madera. Co prawda z kilkumiesięcznym poślizgiem, ale w końcu zebraliśmy się na obiecany wpis o tym co warto zobaczyć na Maderze, a co można sobie z czystym sumieniem darować pomimo przewodnikowych rekomendacji.
Madera – legendarne lądowania
Madera jest znana nie tylko ze swoich lewad, wina, jedzenia czy pamiątek z Cristiano Ronaldo, który urodził się w stolicy Madery – Funchal. Z pierwszą atrakcją zetkniecie się już podczas lądowania. Lotnisko na Maderze to jedno z najtrudniejszych lotnisk na świecie a podejście do lądowania wymaga nie lada manewru, po którym ręce same składają się do oklasków. Doznania można porównać z jazdą na przeciętnym rollercosterze, ale zdecydowanie nie ma się czego bać. No chyba, że jesteście podatni na sugestie, to polecamy zatkać uszy, aby uniknąć płaczących krzyków dzieci: „Proszę Pana, nie do wody! Nie do wody!!!” (sic!). Ale spokojnie, nie jest ono niebezpieczne jak mogłoby się to wydawać. Ostatni wypadek miał tam miejsce w latach 70-tych po czym pas startowy wydłużono. Aby docenić konstrukcję lotniska, które wybudowano z powódów braku miejsca na wybrzeżu, możecie… pod nim przejechać 🙂
Poruszanie się po Maderze
Jeżeli chcecie bez problemów dotrzeć do wszystkich ciekawych miejsc na Maderze, sugerujemy wypożyczyć samochód. Dzięki temu zaoszczędzicie sporo czasu i nerwów, a poza tym nie udało nam się minąć prawie żadnego autobusu w trakcie całego pobytu, poza wynajętymi autokarami. Mieszkańcy wyspy są bardzo przyjaźni i pomocni (jak to wyspiarze) co spotkało nas już na lotnisku podczas odbierania wcześniej opłaconego auta w jednej z popularnych sieci. Pani wydająca samochód po krótkiej rozmowie o tym gdzie chcemy jeździć, zaoferowała nam samochód o wyższej klasie niż ta za którą zapłaciliśmy, bez żadnych dodatkowych opłat! I faktycznie, jej sugestia okazała się bezcenna, gdyż są na Maderze wzniesienia, których samochód klasy „A” raczej nie pokona. Weźcie to pod uwagę wybierając samochód dla siebie!
Pogoda na Maderze
Pogoda na Maderze jest piękna, ale nieprzewidywalna. Na wyspie panuje co prawda słynna „wieczna wiosna” i idealne do życia temperatury (ok. 20-24 stopnie cały rok), ale w każdym jej miejscu w tym samym czasie, pogoda może się diametralnie różnić. Część północna rodzielona od południowej górami, charakteryzuje się większą wilgotnością i niższymi temperaturami, ale nawet po stronie południowej widać duże różnice. W okresie naszego pobytu część południowo-wschodnia, m.in. Funchal bywała często pochmurna, a część południowo-zachodnia w której mieszkaliśmy była zawsze ciepła, słoneczna i raczej bezchmurna! I właśnie tam (jeśli tylko macie samochód) polecamy Wam noclegi o czym poniżej.
Nasz nocleg na Maderze – Paul Do Mar
Południowo-zachodnia część wyspy z naszej obserwacji, cechowała się najlepszą pogodą, najmniejszą ilością turystów i największym spokojem, co bardzo sobie cenimy podczas naszych urlopów. Dodatkowo jest ona bardzo przystępna cenowo zarówno jeśli chodzi o noclegi jak i restauracje. My zatrzymaliśmy się w pięknej, małej miejscowości Paul Do Mar, w hotelu „Paul Do Mar Sea View Hotel” z przepięknym widokiem na ocean oraz zachodzące nad nim słońce z jednej strony, a z drugiej na majestatyczne góry. Warto tutaj również wspomnieć o świetnym zapleczu gastronomicznym, gdyż właśnie w Paul Do Mar mieściła się chyba najsmaczniejsza restauracja jaką odwiedziliśmy na Maderze (sprawdźcie nasz artykuł „Co i gdzie zjeść na Maderze”) z zaskakująco niskimi cenami, a także bardzo kilmatyczny bar „Bar de Pedra” gdzie razem z „lokalesami” spędzaliśmy długie noce przy ponchy, winie lub piwie spoglądając na piękny księżyc, odbijający się w wodzie i słuchając szumu fal.
Funchal – stolica pełna atrakcji
Madera i jej Funchal liczy sobie ponad 100 tys. mieszkańców, a jego nazwa podchodzi o fenkułu, porastającego niegdyś okolicę. Jest miastem o bardzo dużej ilości zieleni. W stolicy znajdziecie całą masę parków, wspaniałych ogrodów i tzw. quintas, czyli prywatnych posiadłości z ogrodami. Pod koniec XV wieku Madera była największym na świecie producentem cukru trzcinowego, a Funchal jako jej główny port, był miejscem skąd ją eksportowano. Funchal to stolica Madery. Tutaj urodził się słynny piłkarz Cristiano Ronlado, który doczekał się nawet własnego muzeum! Nie jesteśmy jednak jego fanami, więc nie powiemy Wam czy warto je odwiedzić czy nie, gdyż zwyczajnie go nie odwiedziliśmy. Jeżeli ciekawią Was jednak inne znane postacie, do tego pochodzące z Polski to w Funchal znajdziecie aż dwie! Pierwsza to popiersie Józefa Piłsudskiego, który przebywał tutaj na leczniczym urlopie przez trzy miesiące w latach 1930-31. Z jego pobytem wiąże się jedna ciekawostka, gdyż w związku z imieninami Marszałka, Polacy słali kartki z życzeniami tak ochoczo, że… poczta na Maderze została totalnie sparaliżowana! W tym okresie wysłano ponad milion kartek do jednego adresata co dla małej wyspy jest raczej niecodzienną sytuacją. Drugą postacią jest Jan Paweł II, którego pomnik odsłonięty w roku 1992 przez mieszkańców wyspy stoi przy Sé Catedral do Funchal.
Co jeszcze w Funchal?
Ważną częścią Funchal jest Praca do Municipio, miejsce gdzie znajdował się pierwszy ratusz na wyspie. Obecnie przy placu znajdują się kościół, jezuickie seminarium i pałac biskupi. W nowym ratuszu można zobaczyć dziedziniec na którym stoi posąg Ledy z łabędziem, a w pałacu biskupim mieści się obecnie bardzo ciekawe Muzeum Sztuki Sakralnej (ciekawe nawet dla takich „niedowiarków” jak my), które polecamy odwiedzić. Znajdziecie tam wspaniałe, zabytkowe precjoza, a także rzeźby i obrazy. Z jednym z obrazów w muzeum wiąże się ciekawa legenda, która będzie towarzyszyć Wam jeszcze podczas zwiedzania południowej części wyspy, a która znowu wiąże się z akcentami polskimi.
Kolejny polski akcent
Otóż na wyspę w XV wieku przybył niejaki Henryk Niemiec, który według lokalnych legend (tak, to wymysł historyka z Madery) miał okazać się Władysławem Warneńczykiem, zbiegłym z pola bitwy pod Warną w 1444 roku, gdzie według znanych nam faktów został zdekapitowany przez Turków. Głowę Warneńczyka Turcy przechowywali w garnku z miodem jako wojenne trofeum, przez co narosło wiele legend wokół jego prawdziwych losów, gdyż wedle relacji osób mających okazje podziwiać wówczas trofeum, porastały ją jasne włosy, a król jak wiadomo miał przecież włosy… króczo-ciemne. Ciała króla również nigdy nie odnaleziono. Ale jak ma się to do obrazu w muzeum? Otóż obraz przedstawiający św. Joachima i św. Annę został ufundowany właśnie przez Henryka Niemca. Rzekomo jest on jednak portretem Henryka i jego żony (szlachcianki, którą poznał już na Maderze), a tutejsi historycy dopatrzyli się w twarzy św. Joachima rys zdecydowanie słowiańskich, co miało potwierdzać jego „prawdziwą” tożsamość. No cóż, historia nieco naciągana, ale ciekawa 🙂
Funchal – Madera w płynie
Nie sposób będąc na Maderze nie wspomnieć o skarbie tej wyspy jakim jest wino o nazwie Madera. To wspaniałe, wzmacniane wino (17-22% alkoholu), które zawdzięcza swoją renomę metodzie dojrzewania, polegającej na przetrzymywaniu beczek z winem w wysokiej temperaturze, co przyspiesza starzenie i nadaje wyjątkowych właściwości zapachowo-smakowych. Madera tak jak np. Porto jest winem wzmacnianym, którego fermentację przerywa się poprzez dolanie mocnego alkoholu, w tym przypadku destylatu winnego. Maderę produkuje się głównie z czterech rodzajów winogron: Malvasia (słodkie, uważane za najszlachetniejsze), Bual (półsłodkie), Verdelho (półwytrawne) i Sercial (wytrawne). Jeśli interesuje Was więcej szczegółów na temat tego jak Madera powstaje, jaką ma historię, jakie są jej rodzaje to koniecznie musicie odwiedzić Old Blandy’s Wine Lodge. To najbardziej znane miejsce w Funchal, gdzie polecamy wykupić wycieczkę wraz z degustacją. Specjaliści oprowadzą Was po wielkim obiekcie, pokażą beczki z winem, opowiedzą o wszystkim, a na koniec pozwolą skosztować najprawdziwszej Madery. Po wszystkim można zostać jeszcze na terenie Old Blandy’s Wine Lodge i rozkoszować się różnymi rodzajami Madery w ich barze (uwaga, ceny w barze raczej wysokie, ale jakość najlepsza), zakupić pamiątki i kilka butelek wina, a także poobserwować proces wytwarzania beczek. To jest punkt obowiązkowy w Funchal!
Funchal – spacery uliczkami i naciągacze
Będąc w Funchal warto zgubić się w małych uliczkach, napić się dobrego wina lub dla tych co alkoholu nie piją, skosztować szklaneczki pysznej Brisy (lokalny napój gazowany o smaku marakui), skosztować lokalnych przysmaków, ale jednego warto, a wręcz należy unikać. Specialistów ds. wciskania owoców. Znajdziecie ich zwłaszcza na słynnym targu Mercado dos Lavradores, gdzie od razu wychwycą potencjalnego turystę-ofiarę. Nakarmią was darmowymi próbkami marakui o różnych smakach (to nie jest ich prawdziwy smak, próbki są celowo dosładzane o czym możeice przeczytać m.in. w opiniach Google dla tego miejsca) i innymi owocami, po czym sprzedadzą już inne (twarde jak kamień bądź zgniłe) dorzucając jeszcze „w prezencie” coś czego nie chcieliście do reklamówki, aby na wadze wyszło więcej i policzą chore kwoty. Można tu stracić nawet kilkadziesiąt euro, jeśli nie jest się wystarczająco asertywnym! Uważajcie i omijajcie z daleka nadmierne miłych sprzedawców owoców na tym targu, gdyż jest to typowy przekręt. Aż dziw, że mimo powszechnej świadomości lokalesów na ten temat, służby nic sobie z tego nie robią. Zamiast wydawać pieniądze na oszukane owoce, polecamy pospacerować i obejrzeć np. słynne w Funchal malowidła na drzwiach.
Monte – tropikalne ogrody i słynne sanki
Będąc w Funchal trzeba także koniecznie wyjechać kolejką na Monte. Z niej można podziwiać panoramę miasta, a na górze czekają Was kolejne atrakcje. Są to m.in. dwa piękne ogrody tropikalne – Jardim Tropical Monte Palace i Jardim Botanico. Zobaczycie tutaj wspaniałe rośliny i spędzicie sporo czasu na spacerach. To co jednak jest najbardziej charakterystyczne dla tej miejscowości to słynny zjazd na saniach po… asfalcie. Wiklinowe sanie to wizytówka Madery, których historia sięga XIX wieku. Niegdyś był to zwyczajny środek transportu dla zamożnych mieszkańców Monte, chcących szybko dostać się do Funchal, a dzisiaj to niezwykła atrakcja turystyczna. Trzeba jednak uważać na turystyczną pułapkę. O ile sam zjazd wydaje być się czymś ciekawym i zarazem strasznym (sanie jadą po normalnej, wąskiej ulicy 50 km/h, mijając się z samochodami!) to po wszystkim możemy mieć mały problem. Zjazd kończy się ok. 2 km od centrum Funchal, podejścia są nadal bardzo strome, a komunikacji miejskiej brak. Jeśli bez przygód chcemy dostać się z powrotem na górę lub na dół, musimy skorzystać z usług taksówkarzy, ale nie takich zwykłych. Usługa w tym miejscu jest droższa niż normalnie, a domorośli fotografowie robiący nam zdjęcia podczas jazdy na saniach, będą próbowali na siłę Wam je sprzedać. Sami musicie zdecydować czy warto, jeśli nie chcecie wydać sporych pieniędzy na powrót z i tak już nie taniej przejażdżki.
Madera – dla fanów jazdy po serpentynach
To czego silniejszy stał się już fanem po wcześniejszych wyjazdach na Teneryfę czy do Prowansji, to jazda po wąskich, górskich serpentynach nad ogromnymi przepaściami. To co wyróżnia Maderę to dodatkowo nieobliczalna pogoda i fakt, że z pięknego, słonecznego krajobrazu może szybko przeistoczyć się w jedną wielką mgłę co tylko podkręca całą radość. Mało tego! W niektórych częściach gór zza zakrętu mogą wyskoczyć Wam dziko pasące się… krowy! Na nic trąbienie. Wolelibyście uniknąć starcia, zwłascza, że nie bardzo jest gdzie zawrócić. Trzeba zwyczajnie przeczekać aż królewny spokojnie przemaszerują sobię tam, gdzie porasta świeża trawka. Wspominaliśmy już o samochodzie klasy „A”? To właśnie jeden z powodów dla którego warto wypożyczyć coś mocniejszego. Inaczej ominie Was spora frajda!
Madera i jej słynne Lewady
Kolejną wizytówką Madery są lewady. Lewady to kanały irygacyjne służące do transportowania wody, ciągnące się przez wyspę. Wzdłuż kanałów możemy znaleźć ścieżki, po których spacery są jedną z największych atrakcji dla osób lubiących także aktywny wypoczynek. Takich tras jest tutaj mnóstwo i ciężko polecić coś konkretnego, zwłaszcza, że wszystkich nie zaliczyliśmy. To co jednak możemy zarekomendować to stosunkowo łatwa trasa do wodospadu Risco lub Lagoa das 25 Fontes. Od parkingu można ją pokonać pieszo w ok. 1,5 h a w drogę powrotną zabrać się busikiem za kilka euro. Przyjemny spacer i dobra odskocznia od „obżarstwa i pijaństwa” 🙂
Madera – północna część wyspy i domki w Santanie
Północna część Madery znacznie różni się od jej południowej części. Momentami przypomina wręcz azjatyckie pola ryżowe, a pogoda jest znacznie bardziej deszczowa. Co warto tam odwiedzić? Głównie najfajniejszą atrakcją są krajobrazy same w sobie, gdyż ciężko oprócz miejscowości Santana wskazać tam jakieś konkretne miejsce, które warto odwiedzić. Jeśli nie macie samochodu to nawet zaryzykowalibyśmy stwierdzenie, że nie do końca warto tracić cały dzień na podróż w autokarze i bycie uzależnionym od tego, co uważa się tam za „must see”. Warto tam po prostu jechać i zatrzymywać się na chwilkę gdzie się tylko chce, zaliczając po drodze mrożące krew w żyłach podróże przez serpentyny wspomniane już wcześniej.
Santana
Na północy jest jednak jedno miejsce, które można uznać za kolejną wizytówkę Madery, aczkolwiek na miejscu jest ono nieco rozczarowujące. Chodzi tu o słynne, kolorowe domki w miejscowości Santana, z dachami ze strzechy. Tradycyjne domki fakt, są piękne, ale wewnątrz nich mieszczą się sklepiki z „chińszczyzną” a wokół nich znajdują się zwykłe, betonowe osiedla, psujące cały krajobraz. Coś jak piramidy w Gizie. Bardzo „naciąganą” atrakacją jest natomiast Park Tematyczny w Santanie, gdzie poczujemy się raczej jak w wesołym miasteczku z lat 90-tych. Bardzo tandetne atrakcje i niezrozumiałe, miniaturowe repliki wcześniej wspomnianych domków, których oryginały stoją… kilkadziesiąt metrów obok, poza terenem parku. Raczej nie warto wydwać pieniędzy na bilet wstępu.
Madera – Jaskiniowe przygody na północy wyspy
Jedną z najbardziej groteskowych atrakcji naszego życia, okazało się Centrum Wulkanologiczne w Sao Vicente. Na zdjęciach i w opisach wydawało się super. Na miejscu okazało się totalną katastrofą. Zakupiliśmy bilety i po chwili wraz z grupą gawiedzi ruszyliśmy za naszą przewodniczką. Najpierw wprowadzono nas na wystawę próbek opisujących poszczególne warstwy ziemi. Po kilku minutach zalaliśmy się potem, gdyż było tam niewyobrażalnie duszno. Przewodniczka uznała, że sporo czasu zajmie nam zgłębienie całej wiedzy zawartej na wystwie, więc czekaliśmy kolejne kilkanaście, aż coś zacznie się dziać. I oto po chwili, nastał moment kulminacyjny tej części wycieczki. Przy ścianie za szybą, stała stara makieta wulkanu. Pani przewodniczka poprosiła nas o skupienie się na przedstawieniu, które zaraz miało się wydarzyć. Światła w i tak już ciemnym pomieszczeniu przygasły, a amatorska makieta wulkanu zaczęła robić się powoli czerwona. Po kilku sekundach zaczęła wydawać z siebie arcyśmieszne dźwięki „bziuuum, bziuuum”, niczym blender przygotowujący smoothie na śniadanie, mające zwiastować przyszłą erupcję. Aż tu nagle… bum! Wulkan „wybuchł”. Makieta zaczęła mrugać na czerwono, blender zamiast pulsujących dźwięków zaczął wydawać jednostajny świst, jakby ktoś zasnął na jego włączniku, a z „wnętrza wulkanu zaczęły wylatywać jego wnętrzności”. Wyglądało to jakby za makietą stał karzełek i podrzucał delikatnie garście żwiru powtarzając sobie w duchu: „Mogłem nie chodzić na wagary…”.
Podróż do wnętrza ziemi?
Po spektakularnej „erupcji”, zaproszono nas do kolejnej sali, gdzie odbywała się projekcja 15 minutowego filmu o formowaniu się wyspy na której jesteśmy. Film powstał najpewniej w latach 70/80-tych, na co wskazywał czarno-żółto-biały obraz i charakterystyczne melodyjki przypominające wiedo-materiały dydaktyczne, którymi katowano nas na lekcjach w szkole podstawowej. Ale najlepsze było dopiero przed nami. Po projekcji wciśnięto nas do „windy” zbitej z drewna niczym sardynki, a pani przewodniczka oznajmiła, iż zjeżdżamy do jądra ziemi. Drzwi się zamknęły, drewniana buda zaczęła się niemiłosiernie trząść, a za szybką przesuwała się roleta w paski, mająca sprawiać wrażenie sunięcia w dół w zawrotnym tempie. Po minucie dotarliśmy w końcu do wnętrza ziemi. Drzwi z drugiej strony „windy” otworzyły się, a naszym oczom ukazał się ekran, na którym wyświetlano błyskającą kulę. Po wyjściu zostaliśmy ochoczo przywitani słowami „Witajcie we wnętrzu Ziemi!”.
Bareja wiecznie żywy
Przechadzając się korytarzem ozdobionym skałami z dykty, weszliśmy na kolejną projekcję. Tym razem kino 3D, gdzie wręczono nam poniszczone, czerwono-niebieskie okulary. Kolejne 10 minut spędziliśmy na obserwowaniu początków technologii obrazu trójwymiarowego, który pewnie robił na kimś wrażenie, ale 20 lat temu. Film był tak stary i nieczytelny, że ciężko powiedzieć o czym właściwie był. O ile do jądra zjechaliśmy windą, to wydostaliśmy się chyba na zasadzie teleportacji, gdyż z sali kinowej po przejściu drzwi, znaleźliśmy się na zewnątrz, przed wejściem do budynku. Przeszliśmy spacerem kilkadziesiąt metrów, aż w końcu dotarliśmy do miejsca, które nas interesowało. Co prawda jaskinie do których nas wprowadzono po ok. 50 minutach męki były bardzo ładne, ale nawet i to udało się zepsuć przez niesamowicie nudną przewodniczkę. Swoje kwestie mówiła w trzech językach, jedna po drugiej, przez co należało wyczekiwać stojąc w ścisku, aż w końcu przejdzie czas na wersję angielską… Unikajcie tego miejsca, chyba, że chcecie się dowiedzieć jakby to było, gdyby Bareja urodził się na Maderze zamiast w Warszawie.
Madera – Seixal – naturalne baseny
W północno-zachodniej części Madery znajduje się wspaniała rzecz. Są to naturalne baseny w miejscowości Seixal, powstałe w dawnych kraterach wulkanicznych. Innymi słowy będąc w basenie, można wziąć kąpiel w oceanicznej wodzie, która je bez przerwy napełnia. Niestety pogoda tego dnia nie zachęciła nas do skorzystania, ale mimo to nie brakowało tam amatorów kąpieli. Ciekawą rzeczą w okolicy jest także Welon Panny Młodej – Miradouro do Veu da Noiva, punkt widokowy na ocean i wodospad. Jeśli tylko pogoda dopisze, na pewno warto się do Seixal wybrać w celach wypoczynkowych.
Madera – piękne miasteczka na południu wyspy
Jeśli lubicie odwiedzać małe, kolorowe miasteczka to polecamy Wam południową, południowo-zachodnią część Madery. Jest tutaj słonecznie, a miasteczka ciągną się wzdłuż linii brzegowej, przez co możecie pooddychać oceanem bez konieczności schodzenia po stromych brzegach. Co prawda piaszczystych plaż jest tutaj nie wiele, ale urocze, lokalne knajpki sprawiają, że chce się tylko siedzieć, podziwiać i popijać wino. Jadąc od Funchal możemy polecić Wam np. Camara de Lobos. Ta miejscowość do dawna osada rybacka i nadal z ryb słynie, więc spotkacie tam nie tylko piękne, kolorowe łódki, ale także naciągnięte na stelarze, suszące się ryby. Miejsce to uwielbił sobie sam Winston Churchill, który wypoczywał tutaj malując swoje obrazy i popijając ukochaną Maderę. Został on także uwieczniony przy wejściu do jednej z restauracji. Przy okazji Churchilla, będąc w Old Blandy’s w Funchal, możecie przeczytać jego zabawną korespondencję z dostawcami wina z Madery, ale tego nie będziemy zdradzać. Zobaczycie sami 🙂
Kolejną miejscowością wartą uwagi jest np. Madalena do Mar. To tutaj żyć i tragicznie zginąć miał Henryk Niemiec o którym wcześniej pisaliśmy. Jak uważają tutejsi historycy – Władysław Warneńczyk ufundował kaplicę w której później go pochowano. Kolejna wiążąca się z nim legenda, która jednak przekracza już pewne granice, mówi, że był on ojcem samego Krzysztofa Kolumba! Jak już wspominaliśmy, historia związana z Henrykiem będzie się ciągnąć za Wami przez całą Maderę – przynajmniej tą południową.
Podróżująć tak od miasteczka do miasteczka traficie w końcu do miejscowości Paul do Mar w której my sami postanowiliśmy wynająć nocleg.
Madera – warto tu przylecieć
Madera to piękna wyspa, pełna atrakcji, historii i pięknych krajobrazów. Gorąco polecamy Wam ją odwiedzić, zwłaszcza, że tutejszy klimat zawsze jest przyjazny dla turystów bez względu na porę roku. Pamiętajcie tylko o naszych sugestiach i uwagach, a pobyt tutaj będzie dla Was doskonałym wypoczynkiem.
Jeśli chcielibyście dowiedzieć się co i gdzie zjeść na Maderze to polecamy nasz osobny wpis poświęcony gastronomicznym odkryciom na wyspie – klik.
Nigdy mnie tam nie było i to wszystko na zdjęciach wygląda przepięknie. Także myślę że powinno być tam bezpiecznie. Ostatnio jednak zaginęli tam różni turyście w bliskim od siebie czasie. Czy tam znajdują się jakieś miejsca niebezpieczne po za ewentualnie tym co sami można sobie zrobić przez nieostrożność?
Madera to świetne miejsce na urlop o każdej porze roku. bardzo polecam. a Twój przewodnik jest naprawdę fajny 🙂