Tegoroczną majówkę postanowiliśmy spędzić w Muszynie. Szybko jednak okazało się, że był to zły pomysł, zarówno pod kątem kulinarnym jak i turystycznym.
Co w Muszynie zobaczycie
Atrakcji jest kilka, jednak nie na tyle by ich oglądanie dało się rozłożyć na kilka dni. Ogrody sensoryczne, czytaj: wielki pagórek z dużą ilością trawy, kilkoma krzewami, altankami i pomostami. Całość podzielono na kilka setorów. Np. ogród dotyku – nie zrozumiały dla nas. Ogród smaku, gdzie rośnie kilka krzewów porzeczek i agrestu. Ogród zapachu oraz dzwięków równie niezrozumiałe jak ogród dotyku. Do tego wstawiono tam trochę sprzętu treningowego… i w sumie byłoby na tyle. Idea może i słuszna, jednak za wsześnie by jej rezultaty pokazywać turystom. Wszystko wydaje się być posadzone dzień wcześniej. Następnie Cerkiew, którą lata temu przekształocono w Kościół Rzymsko-Katolicki. Zresztą dokładnie tak samo postąpiono z pozostałymi cerkwiami w regionie. Zostaje więc mofeta, jednak różnica między tym jak przedstawiona jest ona w internecie a tym jak faktycznie wygląda jest nie do opisania. I tak w 30min zaliczyliśmy wszystko, co było do zaliczenia, a przed nami zostało jeszcze 1,5 dnia pobytu…
Muszyna vs Krynica Zdrój
W naszym hotelu usłyszeliśmy opinię, że od lat trwa niezdrowa rywalizacja pomiędzy Muszyną a pobliską Krynicą Zdrój o tytuł najlepszego uzdrowiska w Małopolsce. Po skonfrontowaniu tego z rzeczywistością uśmiechnęliśmy się tylko pod nosem. Porównanie Krynicy do Muszyny jest niczym porównanie Mercedesa do Fiata 126p. Być może ma on swój urok i znajdzie swoich fanów, ale równać go z Mercedesem to gruby nietakt.
Ilość atrakcji, restauracji, kawiarni, nie mówiąc już o zabudowie, gdzie Muszyński rynek wygląda znacznie skromniej niż ten chociażby w Skawinie (Krakusy wiedzą o co chodzi) jest porażająca na korzyść Krynicy. Z Muszyny chce się raczej szybko uciec (głodnym i wkurzonym), a w Krynicy po prostu chce się siedzieć, popijać kawkę nad szumiącą obok Kryniczanką i podziwiać tutejszą architekturę. Z resztą ilość przechadzającej się gawiedzi w obu miejscach mówi sama za siebie kto wiedzie w małopolsce prym.
Może więc woda?
Pijalnie są dwie, jedna czynna tylko w dni robocze (sic!), druga zaś mieści się w rynku i serwuje wodę o urocznej nazwie „Milusia” – od imienia żony ówczesnego starosty nowosądeckiego. Wystarczy zapłacić 10 groszy za kubek i można skosztować pachnącej jak wyziew z pupy zdrowotnej wody, która ma ponoć zbawienny wpływ na otyłość, osteoporozę, nerki, układ moczowy, układ oddechowy oraz reumatyzm . Na szczęście żadne z nas nie spodziewiało się otrzymać tam butelki Evian, więc traktujemy to doświadczenie jako ciekawe urzmaicenie naszego pobytu w Muszynie. Szkoda tylko że druga pijalnia była zamknięta. No cóż, nawyraźniej jest to woda zarezerowana wyłącznie dla lokalesów.
Zjedzmy coś
I tu stanęliśmy chyba przed największym dylematem naszego pobytu w Muszynie. Szybko bowiem okazało się, że żywcem nie ma gdzie zjeść dobrego, obfitującego w lokalne produkty jedzenia. Rozpacz i łzy, bo nie przyjechaliśmy tutaj na frytki, pizzę czy kebab. Jedyne co nas uratowało to Cukiernia Szarotka i Restauracja Strakija, ale o tym w kolejnych wpisach. Na szczęście nasz hotelowy bar został dobrze zaopatrzony w trunki wszelakie oraz stół do bilarda, bo kręgle okazały się kolejną ściemą (na zapisy only) a kuchnia hotelowa choć poprawna, to porcje raczej szpitalne no i odwieczny problem płacenia kartą…
Restauracja Strakija (Pensjonat Klimek)
Złockie, 33-370 Muszyna
http://www.hotelklimek.pl/pensjonatklimek/smaki/restauracja-strakija
Cukiernia Szarotka (Jabłońscy, od 1963r.)
Rynek 14 a, Muszyna
https://www.facebook.com/Kawiarnia-Cukiernia-Szarotka-221720501245553/