Pewnego wieczoru naszły nas smaki na odległą Azję. Zamówiliśmy więc taksówkę i pojechaliśmy na Kazimierz. Tym razem za cel obraliśmy Horai, restaurację której nazwa pochodzi od Góry Horai, czyli starożytnej krainy szczęśliwości.
Karta gigant
Usiedliśmy na zewnątrz, gdzie z miejsca zaopiekował się nami bardzo uprzejmy pan kelner. Przyniósł nam karty, nad którymi utknęliśmy na dobrych kilkanaście minut. Oprócz sushi, na które przyjechaliśmy do Horai, a które w menu zajmuje aż dziewięć stron, znaleźliśmy tam trzy strony poświęcone zupom, tajskie curry, pad thai i makaron udon, grill kantoński, dania mięsne z ryżem etc. Trochę nas to wbiło w fotele, bo wielokrotnie miejsca z tak rozbudowaną kartą okazywały się jednym, wielkim rozczarowaniem. No ale skoro już tu przyszliśmy…
Próbjemy
Zostaliśmy przy swoim, czyli sushi. A jedyne szaleństwo, na jakie sobie pozwoliliśmy to przystawka i azjatyckie piwa. Naszą kolację w Horai zaczęliśmy od pierożków, chrupiących z zewnątrz i soczystych w środku. Następnie zamówiliśmy dwa zestawy sushi: Maxi Maki, które składało się z klasycznego futo, malutkich hoso i uramaki, czyli sushi z ryżem na zewnątrz. Silniejszy zaś zamówił Omakase, czyli zestaw siedmiu wybranych przez szefa sushi baru – widoczne na zdjęciu obok. No i co tu więcej pisać, smakowało. Świeże, smaczne, pyszne, fajnie skomponowane, jeszcze ładniej podane. Prawda jest taka, że na sto procent jeszcze wrócimy do Horai. Jesteśmy bardzo ciekawi pozostałych dań z karty. Co więcej, z opini w sieci wynika, że ludzie chwalą sobie to miejsce, a ściany wewnątrz oklejone są imponującą ilością nagród, wyróżnień i dyplomów, oraz arytułów prasowych poświęconych temu miejscu. Zatem dobrze trafiliśmy, wybierając Horai na miejsce naszej kolacji. Ale czujemy niedosyt.
wystrój, sushi, obsługa, cena adekwatna
nie odnotowano
Horai. Restauracja
plac Wolnica 4, Kraków
http://horairestaurant.pl/