Pierwszego wieczoru po przylocie udaliśmy się do pobliskiej Da Rosi w St.Paul’s Bay. Zaskoczeni faktem, że na Malcie o godzinie 17:30 jest już ciemno, lekko zmęczeni po podróży i pełni wrażeń po jeździe z maltańskim taksówkarzem, nie mieliśmy już siły spacerować aż do Bugibba. Stąd nasz wybór padł na najbliżej położoną restaurację, rekomendowaną również przez właściciela mieszkania, które wynajęliśmy.
Pierwsze spotkanie z kuchnią maltańską
Jak zwykle usiedliśmy na zewnątrz, lekko zdziwieni, że jesteśmy jedynymi gośćmi w restauracji. Zazwyczaj omijamy świecące pustką miejsca, tym razem jednak postanowiliśmy zrobić wyjątek. Szybko zorientowalismy się, że pustka spowodowana jest zwyczajnie brakiem turystów o tej porze roku (listopad), bowiem sąsiadująca z Da Rosi płotek w płotek sardyńska restauracja również zionęła pustką. Zabawne, że tamtego wieczoru nie wiedzieliśmy jeszcze, że w Da Rosi Ristorante rozpoczniemy naszą przygodę z kuchnią maltańską i tu też, wiele dni później ją zakończymy. Bardzo byliśmy ciekawi tych wszystkich smaków, o których naczytaliśmy się przed wyjazdem. A raczej naczytała się, ładniejsza połowa tego bloga, bo silniejsza połowa ogarniała muzea i inne maltańskie, nie związane z kuchnią atrakcje… oraz trunki. Więc gdy kelnerka przyniosła menu i kartę win, silniejszy z miejsca zajął się studiowaniem restauracyjnej piwniczki, a ładniejsza wyszukiwaniem maltańśkich specjałów.
Czekadełko
Nasza kolacja zaczęła się od czekadełka, którym była bigilla, podana z krakersami i świeżym, chrupiącym pieczywem. Nie wierzyliśmy, gdy czytaliśmy wszystkie te ochy i achy na temat maltańskiego chleba. W końcu dobrym chlebem Polska stoi, więc byliśmy przekonani, że akurat na nas wrażenia to on raczej nie zrobi. Myliliśmy się. Maltańskie pieczywo swoją jakością i smakiem dorównuje polskiemu, a nawet je przerasta. Chrupiące, smaczne, lekkie ale nie napompowane powietrzem jak bagietka, z miejsca skradło nasze serca. Do tego krakersy, które smakiem odrobinę przypominały pieczywo maca, a smaku których niestety nie udało nam się odnaleźć w kupionych w drodze do mieszkania. No i bigilla, pasta z …. i tu zdania są mocno podzielone. W jednych przepisach podaje się bób. Ale nie surowy, tylko suszony, który mieliśmy okazję widzieć na targu w Marsaxlokk. W innych używa się brązowej fasoli. Trudno stwierdzić więc, z czego była zrobiona nasza przekąska. Silniejsza połowa tego bloga twierdzi, że z fasoli, a ładniejsza nie ma zdania w tym temacie. Tak czy siak, nasza bigilla była pyszna, fantastycznie rozsmarowywała się na chrupiącym chlebie, i zjedliśmy ją całą, do ostatniego kęsa.
Spaghetti rizzi i mule
Zabawne, że w piątek przed wylotem, rozmawialiśmy ze znajomymi o jeżowcach, a czterdzieści osiem godzin później jedliśmy je na Malcie. A raczej silniejsza połowa tego bloga jadła. A dokładniej makaron z sosem z jeżowców, czyli jedno z must eat na naszej wyjazdowej liście. Specyficzny w smaku, trudny do porówniania z jakim kolwiek innym daniem, przez co ciężki do opisania. Smaczny, do powtórzenia przy najbliższej możliwej okazji, mimo, że dziwnie wyglądający. Z kolei mule ładniejszej, to klasyka gatunku, nic dodać, nic ująć. Reasumując: przyjemna knajpka przy przystani, ze smaczną maltańską kuchnią, dobrymi winami i miłą, ale nienachalną obsługą. Miło wspominamy to miejsce, tym bardziej, że to właśnie w Da Rosi rozpoczęła się nasza maltańśka przygoda. I tu też żegnaliśmy się z Maltą ostatniego wieczoru naszego pobytu na wyspie. Ale o tym w kolejnym wpisie.
Kilka słów o winie
Na zakończenie słów kilka o maltańskim winie. W Da Rosi zapoznaliśmy się ze szczepem girgentina, wybranym przez silniejszą połowę tego bloga, jako fantastyczne uzupełnienie zamówionych na kolację owoców morza. Białe, wytrawne, o mocno kwiatowym aromacie. Zrobione z endemicznej odmiany maltańskich winorośli – grigentina. Lekko kwaskowate i orzeźwiające. Ciekawe, ale trzeba lubić ten smak. Silniejszy polubił, ba nawet pokochał o czym świadczą przywiezione do Polski butelki tego trunku – na zaś. Jednak ładniejszej ten smak nie przekonuje, zbyt wyrazisty, przez co wino, zamiast stać się dodatkiem do dania, dominuje nad nim przyćmiewając swoją mocą wszystko to, co winu towarzyszy. Nie mniej, karta win w Da Rosi zaskakuje, przede wszystkim ilością i starannością w opisie lokalnych win. Właściciele eweidentnie znają się na rzeczy i pielęgnują to co w Malcie najsmaczniejsze, czyli kuchnię i trunki. Warto na koniec dodać, że w każdej maltańskiej restauracji ceny wina są bardzo przystępne. Za wina ze słynnych miejscowych winnic Marsovin czy też Delicata zapłacimy jedynie ok. 12 euro za butelkę. Naprawdę warto!
Da Rosi Restaurant
96 Triq Il-Knisja, San Pawl il-Baħar, Malta
https://www.facebook.com/darosiristorante/
Jedna myśl na temat “Da Rosi w St.Paul’s Bay, czyli smakujemy Maltę”