Do stolicy Malty, Valetty, przypłynęliśmy statkiem, mimo że nie jest ona położona na wyspie. Jednak wszystkie przewodniki i blogi zachęcały do skorzystania z tego właśnie rodzaju transportu. Na statek wsiedliśmy w Sliemie, a chwilę później wspinaliśmy się już do góry. Na liście, przygotowanej przez silniejszą połowę tego bloga, mieliśmy sporo miejsc do zobaczenia. Zaczęliśmy od ogrodów Hastings, potem przeszliśmy do ogrodów Barrakka, gdzie oglądaliśmy salwy armatnie. Następnie odwiedziliśmy fort St.Elmo, Muzeum Wojny a skończyliśmy na Pałacu Wielkiego Mistrza. A gdy po całym dniu zwiedzania, wreszcie nadeszła pora na zasłużony posiłek, na zjedzenie naszej kolacji wybraliśmy D’office Bistro.
D’office Bistro
Ciekawostką jest fakt, że D’office Bistro istnieje już od ponad dziesięciu lat. W środku mnóstwo bibelotów, które kryją w sobie ciekawe historie tego miejsca a w toalecie staroświecka maszyna do pisania i wielkie zdjęcie Marilyn Monroe. Takie trochę pomieszanie z poplątaniem, ale nieszkodliwe dla oka. Na zewnątrz kawiarniane stoliki, zarówno na deptaku przed restauracją jak i w bocznej uliczce. Natężenie ruchu średnie. Usiedliśmy na zewnątrz, w bocznej uliczce, i zamówilismy butelkę wina.
Maltański półmisek pyszności
Na przystawkę zamówiliśmy maltański półmisek, który krył w sobie klasyki lokalnej kuchni. Kozi ser z wyspy Gozo w pieprzu, świeży o kremowy smaku. Suszone na słońcu pomidory, które nigdzie indziej na świecie nie smakują tak, jak na Malcie. Maltańskie kiełbaski, pełne aromatycznych ziół. Marynowane oliwki i kapary. Maltański chleb, który jest jednym z najpyszniejszych jakie jedliśmy w życiu, posmarowany lokalną pastą z pomidorów zwaną kunservą. No i bigila, czyli pasta z białej fasoli, tudzież suszonego bobu. Zdania są podzielone, ładniejsza uważa że fasola, silniejszy że bób. Internet nie pomaga w rozwiązaniu tej zagadki, więc stała się ona dla nas tematem tabu. Inaczej kłócimy się sromotnie o to, kto ma rację. Ilość i różnorodność jedzenia w tej przystawce jest solidna. Dobrze, że mieliśmy za sobą cały dzień zwiedzania, inaczej trudno byłoby nam pomieścić w sobie dania główne, które zamówiliśmy.
Dania główne
Silniejsza połowa tego bloga wybrał dla siebie makaron penne po maltańśku. Sos do makaronu składał się z maltańskich ziołowych kiełbasek, gotowanych w białym winie z czosnkiem, cebulą i oliwkami. Całość dopieszczona sosem pomidorowym i suszonymi na słońcu pomidorami. A na to kawałki koziego sera w pieprzu z wyspy Gozo. Z kolei ładniejsza połowa tego bloga wybrała makaron spaghetti w sosie z królika – maltańska klasyka. Wolno gotowane królicze mięso, z dodatkiem czosnku, ziół, cebuli, i jak to na Malcie, marchewki i groszku, liścia laurowego i czegoś czego nie umiemy przetłumaczyć – rabbit jus (sok z królika?). Było pysznie.
D’office Bistro
No 132, Arch Bishop Street C/W 1 & 2 Fredrick Street, Il-Belt Valletta, Malta
http://d-officevalletta.com/