Czas długiego weekendu czerwcowego dobiegł końca, a wraz z nim na zakończenie naszego pobytu postanowiliśmy wybrać się do Bukowiny, a dokładniej do restauracji o nazwie Restauracja WIDOK.
W czasie deszczu dzieci się nudzą
Zmęczeni i przemoczeni do suchej nitki, będąc już w drodze powrotnej do naszego B&B, postanowiliśmy wzmocnić się czymś słodkim i nieprzyzwoicie kalorycznym. Szukając w internecie miejsca, w którym jeszcze nie byliśmy, a które miałoby ciekawe położenie natrafiliśmy na Restaurację WIDOK.
Deszcz wciąż nie dawał za wygraną, więc po dojechaniu na miejsce i zaparkowaniu samochodu biegiem ruszyliśmy do restauracji, a raczej do Hotelu Harnaś, bo okazło się że nasza restauracja jest częścią hotelu… i to bardzo luksusowego hotelu. Przekonaliśmy się o tym zaraz po wejściu do lobby, w którym designerskie dodatki – fotele i rzeźby – swoją wartością sporo przekraczały wartość naszego nie tak małego m-ileś-tam. Spojrzeliśmy tylko po sobie: ubłocone tenisówki, dżinsy, t-shirty… ale nie już było odwrotu. Tym bardziej, że już zdążył nas zobaczyć i przywitać się z nami tutejszy Concierge. Ekhem, ekhem, no cóż… Mimo to, nie tracąc rezonu, dzielnie zapytaliśmy gdzie znajduje się restauracja, i po wskazaniu nam drogi przez pana w garniturze, z dumnie podniesionym czołem, ruszyliśmy we wskazanym kierunku.
Widok jak się patrzy
Restauracja WIDOK od progu powitała nas uśmiechniętym kelnerem, który poprosił o wybranie miejsca na którym chcielibyśmy usiąść. Spojrzeliśmy po sobie, i bez słów ale zgodnie usiedliśmy w rogu sali. Tym samym starając się nie rzucać zbytnio w oczy obsłudze. Niestety nasz chytry plan spalił na panewce. Jak spod ziemi wyrósł przed nami menadżer, który ochoczo zaproponował przejście do głównej sali restauracyjnej. Idąc za silniejszą połową tego bloga, cały czas zastanawiałam się czy pozostałe osoby – kelner, menadżer, przygotowujący się do koncertu muzycy oraz kucharze, którzy wesoło machali do nas przez wielką przeszkloną ścianę – też widzą ślady z błota jakie zostawiamy po sobie na tej kosztownej wykładzinie? Do tego cała ta absurdalna sytuacja, w której się znaleźliśmy. Pasowaliśmy tu jak perły do wieprza. Mokrzy od deszczu, w trampkach i koszulce z logo AC/DC (silniejszy). I jeszcze przyjechaliśmy tu tylko na kawę i ciacho. Ekhem, ekhem, no cóż… Przepędziłam te myśli i po zajęciu stolika, całą sobą skupiłam się na podziwianiu widoku za oknem. A było co podziwiać. Hotel Harnaś położony jest na wzniesieniu, z którego roztacza się zapychający dech w piersiach widok na góry. Do tego wielkie, przeszklone powierzchnie, które bez skrępowania pozwalają sycić oczy tym widokiem. Magiczne miejsce.
Słodkie małe co nieco
I tak gapiąc się przez to wielkie okno, tym samym starając się nie patrzeć na siebie, co groziłoby wybuchem niepohamowanego ataku śmiechu, delektowaliśmy się widokiem jaki zafundowała nam Matka Natura na spółkę z wyszukiwarką Google.
Gdy zjawił się kelner, z miejsca zamówiliśmy dwie czarne kawy, butelkę wody i zabraliśmy się za studiowanie karty, w której znaleźliśmy takie ciekawostki jak np. marynowane stokrotki, ravioli z gęsimi żołądkami czy bezę z rabarbaru. Oczywiście wszystkie te pozycje stanowiły jedynie dodatki do głównych dań, skrupulatnie opracowanych przez tutejszych kucharzy, ale przyznajcie że brzmiały naprawdę arcyciekawie. Szczerze żałowaliśmy, że byliśmy już po obiedzie, przez co niedane nam było ich spróbować. Na szczęście sekcja Desery zapowiadała się równie obiecująco. A słuchając opowieści na temat każdego z nich, ostatecznie skusiliśmy się na:
– semifredo (ukochane miłością bezwarunkową przez ładniejszą połowę tego bloga) z bananów, podane z papierem kokosowym i kompresowaną gruszką,
– oraz na deser o tajemniczej nazwie Le Maulo, z żelem miodowo-limonkowym i miętowym sorbetem dla silniejszego.
Sekret tkwi w drobiazgach
W międzyczasie, czekając na nasze desery, zostaliśmy poczęstowani małym, słodkim czekadełkiem przygotowanym przez kucharzy Restauracji WIDOK, czyli intensywnie czekoladowym kremem, ze świeżą miętą, w towarzystwie maliny i przyjemnie kwaskowatego sosu. Co było dla nas małą obietnicę tego, co za chwilę nastąpi, i co tylko zaostrzyło nasz apetyt na więcej dobroci.
I nie pomylilismy się. Zarówno semifredo jak i Le Maulo okazały się niezapomnianym przeżyciem kulinarnym. Każda część składowa dania sama w sobie była nielada doznaniem. Przyjemnie chrupiący papier kokosowy, smacznie kwaskowaty a zarazem słodki żel miodowo-limonkowy, do tego ożeźwiające sorbet, mocno czekoladowe ciacho i idalnie w punkt trafione semofredo. Wszystko to tworzyło wspaniale zbalansowaną całość. No i ten WIDOK!
Reasumując
W Restauracji WIDOK znają się na rzeczy. Jak na dłoni widać, że dania są dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Obsługa jest przemiła i skłonna przychylić nieba swoim gościom. A sam Hotel Harnaś, z tego co wyczytaliśmy w internecie, i co zgadzałoby się z tym co widzieliśmy, jest prawdziwą legendą. Do tego przyjazny dorosłym – a to duży plus, mając w pamięci wszystkie te wyjazdy, podczas których nasz sen i spokój był nieustannie zakłócane przez krzyki i tupot małych nóżek. Wystrój, panoramiczne okna w pokojach, przez które widać góry jak na dłoni. To bardzo ciekawe i godne polecenia miejsce.
Restauracja WIDOK
Wierch Buńdowy 11
Bukowina Tatrzańska
https://www.facebook.com/RestauracjaWIDOK/