Talea, czyli pożegnalna kolacja z Torvaianicą

Spacerując po Torvaianice zauważyliśmy przepiękną restaurację, położoną tuż przy deptaku. Białe wnętrze w skandywanskim stylu, wielkie lampy, przestrzeń. To wszystko sprawiło, że właśnie w restauracji Talea postanowiliśmy zjeść naszą pożegnalną kolację z naszym przyjacielem i Torvaianicą.

Sami o sobie

Wierzymy w kuchnię wykonaną z najwyższej jakości składników, w nienaganną obsługę oraz w kreatywne i nietypowe połączenia. Wierzymy w miejsce, w którym można poczuć się jak w domu. Tak Talea pisze sama o sobie na swojej stronie internetowej. Co więcej, naprawdę trudno jest opisać w kilku słowach pasję, oddanie, uwagę i troskę, którymi oddychają nasze dania. Nie ma znaczenia, czy to pizza czy cucina, zawsze przynosimy wam najlepsze dania do stołu. I nie sposób się z tym nie zgodzić, patrząc na to jak smacznie i miło zostaliśmy w Talea ugoszczeni. O popularności i jakości tego miejsca niech świadczy też „problem” z rezerwacją. Nam udało się zarezerwować stolik dopiero za trzecim podejściem, takie tu mają obłożenie.

Owocowe owoce morza

Nasz wieczór w Talea zaczęliśmy od wina i przystawek. A następnie spędziliśmy tu kilka długich godzin, delektując się pysznym jedzeniem i trunkami. Na przystawkę wybraliśmy talerz świeżych (czyt. surowych) owoców morza, a wśród nich znalazły się: ostrygi, langustynki, tatar z łososia na ananasie, tatar z tuńczyka, krewetki. Całość połączona z owocami: maliny, borówki, truskawki i pomarańcze. Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z taką kombinacją. Surowe owoce morza i owoce, liść orzechowej rukoli i roszponka. Wizualnie: piątka z plusem. Smakowo – trzeba umieć zejść z utartych szlaków i otworzyć się na nowe. My tak zrobiliśmy, więc nam smakowało. Ale znamy takich, którzy ostro skrytykowaliby tę przystawkę. 

Z miłości do jedzenia

Skuszona opowieścią naszego przyjaciela, który będą w Talea ostatnim razem w jednym daniu dostał i rybę i krewetki, całość zapieczoną w soli, ładniejsza połowa tego bloga z miejsca zamówiła to właśnie danie. Trzeba dodać, że ów przyjaciel biegle mówi po włosku, w przeciwieństwie do ładniejszej, która po włosków nie mówi wcale. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy po jakimś czasie postawiono przed nią półmisek z zapieczonymi w soli krewetkami … i nic więcej. Postukała, popukała i rozbiła solną skorupę, by dobrać się do swoich pięciu krewetek gigantów. Silniejszy w tym czasie walczył ze swoją procją morskich owoców. Obydwa dania bardzo ładnie podane, co zresztą widać na zdjęciach, krewetki smaczne, świeże … ale jak na dwa głodomory przystało, nie najedliśmy się do syta. 

Pasta i basta!

Nasz przyjaciel, po wciągnięciu przystawki i dania, którego nawet nie zapamiętaliśmy, przesiadł się na wino, trzecie już z kolei. My jednak nadal czuliśmy niedosyt. A co we Włoszech najlepiej zaspokaja poczucie niedojedzenia? Pasta! No to zamówiliśmy: ładniejsza pierożki ravioli ze szpinakiem i rocottą, posypane orzeszkami pinii, silniejszy makaron. Pyszne ciasto, cienkie i delikatne, nie zagłuszało smaku nadzienia. Makaron wspaniale al dente, jak tylko Włosi potrafią ugotować. Kremowy sos. Pycha! Na koniec nadszedł czas na dolci … i ostatnią butelkę wina.

Słodkości

Przy wyborze deserów postawiliśmy na klasykę: tiramisu i semifreddo dla panów. Obydwa poprawne, ale nie zrobiły na nas wielkiego wrażenia. Zwłaszcza semifreddo, które niestety wypadło dość blado przy pistacjowym, którego spróbowaliśmy dzień wcześniej w innej restauracji. Jednak Talea obroniła się deserem ładniejszej, o tajemniczej nazwie Etna. Takie desery to my rozumiemy. Po rozkrojeniu łyżeczką czekoladowego stożka popłynęła z niego waniliowa lawa słodyczy. I to było prawdziwe cudowne zakończenie tego wieczoru, i idealne pożegnanie z Torvaianicą.

 

 

 

jedzenie, obsługa, wystrój, położenie, wino, cena adekwatna

 

nie zaobserwowano 🙂

 

Talea
Viale Francia, 22, Torvaianica RM, Włochy
Więcej tu: >>>

Dodaj komentarz