Mamy to! Zwiedzając wyspę, wreszcie natrafiliśmy na miejsce, które jednogłośnie okrzyknęliśmy naszym faworytem na Malcie. Panie i Panowie przedstawiamy Wam The Cliffs! A wszystko dzięki pomysłowości silniejszej połowy tego bloga, który postanowił zaskoczyć ładniejszą połowę czymś spektakularnym, romantycznym i smacznym zarazem. I tak w wielkiej tajemnicy przed nią wyszukał to miejsce, do którego podstępnie zwabił ją pod pretekstem całodniowego zwiedzania sąsiedniego miasteczka. Potem był spacer, długi i pod górkę, by na koniec jej oczom ukazało się to, co widzicie na zdjęciu obok. Ale The Cliffs to nie tylko zapierające dech w piersiach widoki, to też smaczna kuchnia i lokalne wino. Ale o tym za chwilę. Narazie nacieszcie oczy tym pięknym zachodem słońca.
Klify i zachód słońca
Wśród wielu sławnych atrakcji Malty, The Cliffs trochę się zgubiło, gdzieś pomiędzy Azure Window a Vallettą. Na szczęście na korzyść dla tego miejsca. Nie ma tu bowiem wszędobylskich turystów, którzy raz po raz włażą w obiektyw albo na siebie. Może dlatego, że do klifów można dostać się tylko na piechotę, własnym środkiem transportu lub autobusem, który jeździ z rzadka no i trzeba się przesiadać. W sieci też niewiele informacji. I dobrze, bo wszystko to sprawia, że miejsce to jest naprawdę magiczne. Tego dnia, gdy się tu zjawiliśmy, razem z nami na zachód słońca dotarło raptem z dziesięć osób. Na szczęście, dzięki rozległości terenu, nie wchodziliśmy sobie w paradę. Wcześniej zjedliśmy kolację w pobliskiej restauracji, a potem zajęliśmy wolną ławkę i zaczęliśmy wpatrywać się w powoli zachodzące słońce. Trwało to długo, ale było warto. Mimo, że przez wiatr prawie odpadły nam uszy. Nie przewidzieliśmy, że w tym miejscu w listopadzie może być tak zimno. Uratowało nas wino wypite do posiłku. No i szalik ładniejszej połowy tego bloga. Potem wystarczyło już tylko zaczekać godzinę na autobus, przesiąść się ze dwa razy, by przed północą wreszcie znaleść się w ciepłym łóżku.
Serwujemy to, co znajdziemy w promieniu jednego kilometra
Kuszące prawda? Nas to przekonało. Tradycyjnie usiedliśmy na zewnątrz, i z miejsca zamówiliśmy butelkę wina. Lokalnego, ma się rozumieć – maltańskie chardonnay, które okazało się strzałem w dziesiątkę. Subtelne w smaku, przyjemnie rozchodziło się w krwiobiegu i idealnie pasowało do naszej przystawki: One Kilometre Platter. Pod tą dziwną nazwą krył się półmisek zimnych przekąsek, przygotowanych ze składników zebranych w promieniu jednego kilometra od restauracji. Mieliśmy tu kozi ser w pieprzu, z którego słynie Malta. Do tego suszone na słońcu pomidory, marynowane sezonowe warzywa, oliwki marynowane w pomarńczach i ziołach, kapary, marynowane cebulki i połówki karczocha. Do tego dwa paluchy z ciasta. Fantastyczne danie, pyszne, świeże składniki, i cudowna dla oka i podniebienia prostota.
Danie główne
Jako danie główne, wybraliśmy makaron. Silniejsza połowa tego bloga zamówił Maltese Style Pasta, czyli makaron rurki z kawałkami maltańskich kiełbasek, suszonymi na słońcu pomidorami, poszatkowaną szałwią i kawałkami koziego sera z pieprzem. Całość dopieszczona odrobiną sosu pomidorowego i parmezanem. Z kolei ładniejsza połowa tego bloga skusiła się na klasykę kuchni maltańskiej, czyli Spaghetti Rabbit. To nic innego, jak makaron z mięsem z królika. Ładniejsza miała okazję spróbować go już w innych miejscach, ale tu danie to zasmakowa ło jej najbardziej.
Reasumując: proste składniki, które dla nas z miejsca stały się wizytówką The Cliffs i fajnie skomponowane smaki. Czuć było, że kucharze gotują tu z sercem. A czytając ich kartę i filozofię, widać, że właściciele znają się na rzeczy i nie jest im obojętne, czym karmią swoich gości. Dla nas The Cliffs jest numerem jeden na naszej kulinarnej mapie Europy!
The Cliffs
Triq Panoramika, Dingli Cliffs, Ħad-Dingli, Malta
https://www.facebook.com/thecliffsdingli/
Jedna myśl na temat “The Cliffs, czyli nasz pierwszy faworyt na Malcie”