Kaczka – dziś po raz pierwszy w życiu ładniejsza stanęła w szranki z tym zwierzęciem. W prawym narożniku kuchni ona, kobieta, przedstawicielka kategorii lekkiej (pomarzyć zawsze można). W lewym narożniku ptaszyna, kategoria papierowa. Przed nimi kilka rund do stoczenia, czas start.
Kaczka runda pierwsza – wybór
Kaczka, a raczej jej dwa udka o wadze nieprzekraczającej 500 gram, zamówiona w Lidl Polska, dostarczona pod drzwi przez Szopi.pl. Z kolei przepis znaleziony w internecie. Po przewertowaniu tryliona stron, i odrzuceniu tych które wiązałyby się z wyprawą do sklepu po dodatkowe składniki, wybór padł na blog Kwestia Smaku. Bo strona sprawdzona, niejednokrotnie było już z niej gotowane, a sam przepis wydał się idiotoodporny.
Runda druga – przygotowanie
Kacze szkitki wyciągnięte z opakowania, opłukane pod zimną wodą i wytarte w papierowy ręcznik. Gdzieś kiedyś zasłyszało się, że tak należy postępować z surowym mięsem, niech więc tradycji stanie się zadość. Czy ma to wpływ na późniejsze pieczenie, ładniejsza nie wie, bo niby skąd? Czosnek obrany, rozmaryn ucięty. Kaczka posolona i popieprzona.
Runda trzecia – starcie
Piekarnik nagrzany do 180 stopni. Z termoobiegiem, bo przepis nie mówi czy ma być z, czy może jednak bez (?). A ładniejszej jakość tak zawsze z automatu ten obieg się włącza przy odpalaniu piekarnika. No nic, trzeba będzie czuwać. Kaczka ułożona w brytwance, czosnek i rozmaryn ptaszynie dla kurażu dodane. Całość zakryta szczelnie pokrywką i wstawiona do piekarnika. Teraz nic tylko czekać, i czekać, i czekać…
Runda czwarta – przerwa techniczna
Po niespełna godzinie nastąpiła mała przerwa techniczna, żeby zlać tłuszcz oraz posmarować kaczkę glazurą z masła i miodu oraz dodać połówki jabłek z cynamonem. Teraz nic tylko czekać, i czekać, i czekać…
Runda piąta – zwycięztwo przez nokaut
Wreszcie można jeść – oznajmił nam piekarnik swoim radosnym dzwoneczkiem. Zasiedliśmy więc do stołu i zaczęliśmy delektować się pierwszą w życiu, własnoręcznie przez ładniejszą, upieczoną kaczką. A było czym, bo ptaszyna wyszła obłędnie. Przepis jest naprawdę prosty w obsłudze, nie da się tego schrzanić. Kolejne porcje kaczki już w drodze, jutro powtórka z rozrywki. Dziękujemy Kwestia Smaku za tą pyszność.
Kaczka post scriptum
Mimo że nie cała kaczka a tylko jej tylnie kończyny zostały poddane termicznej obróbce, to jednak trochę tego tłuszczu się wytopiło. Poszukało, poszperało i tak trafiła ładiejsza na blog Trufla a tam babcina pomazanka do chleba z resztek po pieczonej ptaszynie. No to wzięła, jak autorka radziła, cebulę i pokroiła ją w kostkę, dodała do skwierczącego jeszcze tłuszczu i pieczonych jabłek. Całość chwilę jeszcze podpiekła, aż zmiękły jabłka, następnie wszystko rozdrobniła widelcem, przelała do słoiczka i zamknęła na noc w lodówce. Rana na śniadanie taka oto kanapeczka powstała, z solą morską i kiszonym ogórkiem do smaku. Silniejszy zachwycony.