Ristorante TAAF, czyli smakujemy Włochy (Torvaianica)

Siedem dni we Włoszech, a dokładniej w nadmorskiej miejscowości Torvaianica, zaowocowało wrażeniami z aż piętnastu restauracji i prawie setką zdjęć. Zdjęć jedzenia oczywiście. Będzie o czym pisać, więc szykujcie się na włoską opowieść, którą będziemy snuć przez najbliższe kilka tygodni. Dziś zaczniemy od Ristorante TAAF, sympatycznej restauracji przy plaży, gdzie trafiliśmy spacerując popołudniu brzegiem morza. 

Ristorante, ważne słowo

Zgłodnieliśmy, jak to po nic-nie-robieniu na plaży. Mokrzy od wody, opiaszczeni do granic możliwości ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu miejsca, gdzie moglibyśmy zjeść coś dobrego. Coś, czyli owoce morza, najlepiej już teraz zaraz i do tego dużo. Godzina była dość niefortunna, większość restauracji powoli szykowała się do sjesty, a część z nich wyglądała jakby nie była otwierana od zeszłego sezonu. Odbijając się od drzwi, wreszcie zobaczyliśmy małą górkę, na której stała Ristorante TAAF. Szybki rzut oka do internetu, oceny spoko, no to idziemy. Usiedliśmy na zewnątrz, bo opiaszczone i osolone ciuchy nie pozwoliły nam wejść do środka (trzeba mieć jakieś minimum przyzwoitości). Tym bardziej, że przez cały czas byliśmy przekonani, że TAAF to zwykła knajpa przy plaży, gdzie nasze umorusane stopy nikogo nie zdziwią. Słowo ristorante jakoś nam umknęło. No nic, posiedzieliśmy, porozglądaliśmy się, wreszcie silniejsza połowa tego bloga wszedł do środka po menu.

Lewandowski i Milik naszym dobrem narodowym

Chwilę go nie było, a gdy wrócił wiedziałam już że szykuje się jakaś akcja. Okazało się, że owszem możemy zjeść na zewnątrz, ale do wyboru mamy wtedy raptem trzy-cztery dania, których zdjęcia wisiały nad barem, i które podane zostaną w plastikowej zastawie. Chyba, że wejdziemy do środka… wtedy szalej dusza, piekła nie ma. No nic, otrzepaliśmy się z grubsza, na tyle na ile pozwolił się otrzepać mokry piasek na naszych mokrych spodniach i stopach i starając się jak najmniej nasyfić potruchtaliśmy za kelnerem do stolika. Kelner nas usadził, przyniósł wodę i zapytał skąd jesteśmy, jednocześnie obstawiając, że silniejszy na bank musi być z Belgii. Mała dygresja: ładniejsza nie wie i nie rozumie, czemu ilekrość jesteśmy na rynku czy kazimierzu, krakowscy naganiacze zawsze mówią do silniejszego po angielsku. Ale wracając do tematu, uświadomiliśmy go że Belgia nie, ale Polska tak i tu spodziewaliśmy się klasycznej wzmianki o papieżu. Pan jednak nas zaskoczył, mówiąc że Lewandowski i Milik – że są spoko.

Jak kelner pyta, czy podzielicie się tym daniem, to kurde przytaknij

Do sjesty została godzina, więc co by tu… Na przystawkę ostrygi dla silniejszego, zupa z mulami dla ładniejszej. Klejna dygresja: Ristorante TAAF jest jedyną w okolicy, która serwuje zupę, bowiem Włosi ich nie jedzą. Na drugie gnocchi i owoce morza. Ufff, mamy to. Gdy składaliśmy zamówienie, kelner mimochodem zapytał, czy tę zupkę to zjemy razem? Silniejszy od razu odpowiedział, że nie, że on ostrygi, a ładniejszej jakaś lampka zaświeciła się w głowie. I nic dziwnego, gdy po chwili garnek z mulami wylądował na stole, prawie się popłakała, pamiętając że przecież zamówiła jeszcze drugie. No nic. Ochoczo zabrała się za jedzenie, starając się nie myśleć, o tym, że im więcej je i bardziej kopie łyżką w garze, to tych muli wcale nie ubywa. W tym czasie silniejszy zdążył już wciągnąć swoje dwie ostrygi, obalić cały kieliszek wina, a kelner zapytał go, czy może przynieść mu drugie, bo bez sensu żeby czekał aż ładniejsza upora się z przystawką. A ładniejsza kopała i kopała…

Ricevut-ka musi być

Gdy wreszcie uporała się z przystawką (do tej pory słyszy śmiech w głowie na dzwięk tego słowa i zaistniałej sytuacji), czyli mocno pomidorowymi mulami, które z zupą jaką znamy nie miały nic wspólnego (za gęste, bardziej przypominało sos niż zupę), przyszła pora na drugie. Czyli owoce morza, a wśród nich solidny kawał kalmara, krewetki i langustynki. Do tego cytryna, garść pietruchy, odrobina sałaty. Proste, smaczne danie, w sam raz na upalny dzień i obiad na plaży. Gniocchi silniejszego prezentowały się i smakowały równie dobrze. Małe pyszne mączne kuleczki, z mulami, małżami i krewetkami, całość skąpana w delikatnym pomidorowym sosie, posypana natką. Lubimy Ristorante TAAF, za obsługę, atmosferę, kuchnię, za widok na morze. Ale to, co rozczuliło nas najbardziej, to osobne „stanowisko” w restauracji, gdzie za biurkiem siedział pan (właściciel? menadżer sali?) i odręcznie, przy użyciu kalkulatora, wypisywał nam rachunek – ricevut-kę. 

Ristorante TAAF
Via Toledo 17, Torvaianica RM, Włochy
http://www.ristorantetaaf.it

Dodaj komentarz